Mieliśmy dość życia w mieście, słuchania kłótni sąsiadów w
bloku, stukotu tramwajowych kół czy śpiewów pijanych studentów i kibiców
piłkarskich pod oknem. Postanowiliśmy wynieść się z miasta i wrócić do korzeni.
Bo każdy człowiek pochodzi ze wsi. Ale nie z tej weekendowej, gdzie na równo
podzielonych działeczkach budują się nowobogaccy mieszczanie. Nie z tej z
rachitycznymi krzaczkami w ogródkach wysypanych kolorowymi kamyczkami i korą
(żeby czasem nie pojawiło się w nich jakieś życie). Ale z tej pełnej zwierząt,
owocowych drzew przy domach, czasem śmierdzącej obornikiem, błotnistej,
pachnącej kwitnącym rzepakiem, głośnej od śpiewu ptaków i żab, bioróżnorodnej.
W cywilizowanej "Polsce A" trudno już o takie wsie. Ale udało się.
Znaleźliśmy i uciekliśmy. Postanowiliśmy prowadzić "wolne życie"
(slow life). Termin ten w języku polskim wydaje się bardziej wieloznaczny.
Wolne czyli spokojne, bez pośpiechu. Ale też wolne czyli niezależne. I tak
właśnie staramy się żyć na co dzień, wolno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz