czwartek, 19 lutego 2015

Dom od podstaw czyli fundament


Oczywiście to tylko jedna z form posadowienia domu. Można przecież postawić na palach, bloczkach, kółkach czy na czym tam tylko się chce. Ale przede wszystkim trzeba sobie zadać kilka ważnych, ale to bardzo ważnych pytań:
1. Jaki mamy grunt (miękki, twardy, suchy, mokry)?
2. Jakie obciążenia będzie musiał nasz fundament wytrzymywać?
3. Jak długo chcemy mieszkać w naszym domu?
4. Ile mamy na koncie?
Jeżeli mamy do czynienia z podłożem miękkim i lekko wilgotnym, to warto pomyśleć o płycie fundamentowej. Jeżeli podłoże jest twarde, stabilne i suche możemy ze spokojem wybrać tradycyjny fundament. Jeżeli planujemy drewniany dom jednokondygancyjny to fundament nie musi też być zbyt mocny. Stare wiejskie, nawet murowane domy często były stawiane na fundamencie z luźno usypanych polnych kamieni. Trochę podmurówki i już. I wiele z nich stoi po dziś dzień. Co więcej, ma się dobrze. Tylko trzeba pamiętać, że nie na każdym gruncie stosujemy taki sam fundament. 
W naszym przypadku mieliśmy do czynienia z gruntem lekko wilgotnym z wysokim poziomem wód gruntowych na wiosnę, ale podłoże było stosunkowo stabilne i twarde (a nawet bardzo twarde, o czym się przekonałem wykopując szambo i przekonuję się na co dzień). Sam domek - mały i lekki. Za radą Pana Mariana zrobiliśmy wersję pośrednią z kilku możliwych i oszczędną zarazem. Od Pana Mariana kupiliśmy gruz i żwir, a przy okazji okazał się specjalistą od wszelkich budów i dał nam naprawdę mnóstwo cennych rad! Wygarnęliśmy (koparka wygarnęła) całą warstwę próchniczą (humus, czyli tzw. "matkę" jak mówi nasz Sąsiad) do warstwy podstawowej. Na to żwir (ok.10 cm), gruz (ok. 30 cm) i żwir (ok. 10 cm) - 2 tygodnie deszczu świetnie zagęściło całą podstawę. Na takim podłożu wylaliśmy ramkę betonową (a w zasadzie żelbetową). Pionowe pręty zbrojeniowe (14 mm, dł. 1 m) co 2 m wbite w gruz, powiązane z drutem zbrojeniowym (10 mm). Wszystko zaszalowane na ok. 20 cm - wylane betonem. Odczekaliśmy aż zwiąże i wyschnie, ale codziennie podlewaliśmy, żeby nie popękało. Warto pamiętać, żeby od razu zamontować rurę odprowadzającą do szamba i rurę doprowadzającą wodę. Zaoszczędzimy później mnóstwo czasu i kucia. Rurę odprowadzającą (np. 110 mm) najlepiej włożyć w większą (np. 150 mm). Wtedy po wylaniu ostatecznej wylewki będziemy mogli ją wymienić na krótszą lub trójnik bez rozkuwania.
Gdy wszystko przeschło i związało przykryliśmy fundament dwiema warstwami papy.
Teraz murarka. Emeczki (inaczej kanoldy lub bloczki M6, my dodatkowo każdą warstwę wzbogaciliśmy drutem zbrojeniowym, żeby nie pękało) - 4 warstwy, i w zasadzie mogło być i o jedną warstwę więcej. Tata Grzesiu zawsze mówi: "Jak wymurujesz i wydaje ci się, że jest już wysoko, to domuruj jeszcze jedną warstwę, albo dwie. Zobaczysz, potem i tak będziesz do domu wchodził stopień w dół." Taka też jest wiejska ludowa mądrość: "zawsze buduj wyżej niż sąsiad" :)  Przy bloczkach trzeba bardzo uważać, bo w marketach budowlanych są bardzo różnej jakości (często krzywe, wyszczerbione i nierównych rozmiarów). My na szczęście, po zasięgnięciu rady Pana Mariana (miał on bardzo duży udział w powodzeniu tego projektu:-)) kupiliśmy z dobrego źródła i były prościutkie, każdy jeden. To szczególnie ważne jak się muruje fundament pierwszy raz w życiu. Mimo wszystko warto też pomyśleć o zakupie/wypożyczeniu betoniarki. Urabianie 50 taczek zaprawy i betonu ręcznie jest może i zabawne, może i wyciszające po pracy "umysłowej", może dobrze rzeźbi mięśnie (Cześć, tu Żona, bardzo dobrze rzeźbi, bardzo), ale naprawdę są ciekawsze rzeczy w życiu, które zapewniają wszystkie te elementy. No ale jak się nie ma prądu na działce, to co zrobić. Jeszcze jedną bardzo ważną rzeczą są przekątne. Tak, powtórka z Pitagorasa. Trzeba dobrze wymierzyć i zaznaczyć, żeby potem nie uciekły kąty proste. No i oczywiście poziom. Bez poziomicy i żyłki murarskiej ani rusz. Na szczęście jak na pierwszy fundament tak dużo się nie rozjechało. Tylko 2 cm na poziomie i kilka na bok. Naprawdę widywałem fundamenty i mury o wiele bardziej rozjechane i to murowane przez "profesjonalne firmy".

Zaprawa
Obecnie modne są plastyfikatory używane przez "profesjonalnych" murarzy zamiast wapna. Zasada jest prosta: cement po związaniu jest hydrofobowy, wapno hydrofilne. Jak zaprawa ma więcej wapna, to jest bardziej plastyczna. Stąd do murowania fundamentu używa się więcej cementu w stosunku wapna. Do muru ceglanego dajemy więcej wapna. Wapno ma jedna bardzo ważną zaletę poza uplastycznianiem zaprawy. Przez to, że dobrze łączy się z wodą powoduje samozabliźnianie się fugi. Stąd zaprawy zawierające wapno są znacznie trwalsze niż zaprawy z dodatkiem plastyfikatorów zamiast wapna. Nie mają one zdolności samozabliźniania się i w efekcie woda zbierająca się w pęknięciach zaprawy może z czasem rozsadzać fugę i powodować większe pęknięcia w murze.

 Suchy już fundament pomalowaliśmy dyspersantem bitumicznym, w środku i na zewnątrz (tu uwaga od Żony dla Żon, choć w sumie może tylko w naszym Domu panują takie zasady, że Żona dostaje tego typu prace, żeby czuła się potrzebna ale za bardzo nie przeszkadzała.... i żeby nie chodziła w kółko z dzbankiem zimnego czego pytając "Kochanie, a może w czymś Ci pomóc? Nie, aha. A teraz?"...w każdym razie to czarne coś paskudnie brudzi. Trwale. Mówiąc "trwale" mam na myśli "bardzo bardzo trwale, w pogardzie dla wszystkich środków czyszczących". Pamiątkę po tej zabawie mam na polarze do dziś. Ale skojarzenie jest bardzo miłe, więc nie narzekam). Do środka fundamentu nasypaliśmy żwir. Można oczywiście wynająć ładowarkę, ale też można to zrobić taczką i łopatą. To doskonała rozrywka (Żona krzyczy w tle, że ubaw po pachy, SPA i siłownia w jednym. Możliwe, że ironizuje). Gdy nasypaliśmy już do pełna (zostawiając 10 cm na wylewkę) czekaliśmy aż deszczyk zagęści żwir  (przy upalnym lecie można to zrobić hałaśliwą zagęszczarką). Całość równomiernie pokryliśmy siatką zbrojeniową i zalaliśmy betonem. Tym razem zdecydowaliśmy nie urabiać ręcznie tylko kupić z betoniarni (kolejna uwaga od Żony: dzięki szybkim wspólnym obliczeniom okazało się, że po prostu Mąż nie jest w stanie tego zrobić w takim tempie, żeby wszystko zalać zanim zacznie gęstnieć. Chyba żaden pojedynczy osobnik z jedną taczką, jedną łopatą i jedną Żoną, która co najwyżej donosi chłodne napoje nie jest. Oczywiście Mąż nie byłby Mężem gdyby się trochę nie pozastanawiał. Bo może jednak by mógł? Jakby tak szybko szybko tą łopatą machał?...). Co ciekawe już przy 2,5 m3 bardziej się to opłaca niż urabiać samodzielnie. Zresztą, sami nigdy nie urobimy tak dokładnie i równo betony, nawet w betoniarce, jak zrobi to dla nas betoniarnia. A oszczędność czasu - ogromna.


Po wyschnięciu wylewki (oczywiście codziennie podlewaliśmy), przykryliśmy całość papą i czekaliśmy niecierpliwie na przywiezienie i montaż naszego wymarzonego Domku. Można oczywiście jeszcze cały fundament z boków okleić styropianem i folią izolującą od wilgoci. Wtedy na pewno nie przemarznie i nie popęka.



Źródła, z których zdobywaliśmy tą tajemną wiedzę:
- Pan Marian (jakby co - telefon na priva)
- ludowa mądrość sąsiadów
- Ojciec mój, Grzegorz
- http://muratordom.pl/

2 komentarze:

  1. Jesteście niesamowici! Pozdrawiam i ściskam Was mocno! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy;) mamy nadzieję, że jak zrobi się ciepło to odwiedzicie nas całą Rodziną:)

    OdpowiedzUsuń