sobota, 27 lutego 2016

Stało się

Stało się. Niby wiedziałam, że może się stać. Gdzieś tam w tyle czaszki pikała ta myśl. Spychałam ją dzielnie w otchłanie podświadomości, łudząc się nadzieją, że jednak nie. Albo chociaż jeszcze nie teraz. Może już nie mam 20 lat, ale prawie, prawie wróciłam do wagi sprzed ciąży. Może wprawdzie wyglądam jeszcze trochę jak w trzecim miesiącu ciąży (jakim sposobem swoją drogą?! Co tam jest w tym brzuchu, powietrze?! Czy jako osoba, która nie skalała się nigdy niczym więcej niż tygodniową serią bardzo oszukiwanych brzuszków, będę musiała do stanu brzucha sprzed ciąży i bez ćwiczeń wrócić ćwiczeniami?! Czy to nie jest chore???), ale mogło być gorzej. Wiadomo, dziecko wywraca świat do góry nogami, trochę się nie dosypia (tzn. Mąż śpi wyśmienicie, ja mniej J), sił trochę mniej, koncentracja słabsza, tu się coś zapomni, tam się pomyli sardynkę z serdelkiem. Ale żeby aż tak źle było?! A jednak. A jednak doszło do tego, że mój Mąż sprawdza mi literówki i błędy. Nie dosyć, że sprawdza. ZNAJDUJE. Ma on oczywiście wiele zalet, ale czujność ortograficzno–interpunkcyjna nie jest jedną z nich. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Próbowałam go przekonać co do pisowni pewnego słowa, nie pamiętam już nawet jakiego, nie jest to ważne. Słowo miało problematyczną pisownię. Dla niego zwłaszcza. Po kilku minutach dyskusji był zrozpaczony. Pot na czole, łzy w oczach. Sięgnął po ostateczny argument, który miał podkopać mój autorytet. Głosem łamiącym się zakrzyknął: „I co?! Może jeszcze mi powiesz, że ołówek pisze się przez Ó zamknięte?! ”. Wierzcie mi, gdy spojrzałam w te ufne oczęta wpatrzone we mnie w niemym wołaniu „ Nie odbieraj mi tego!! Tej jednej jedynej ortograficznej rzeczy, której jestem na 100% pewien!!!Nie odbieraj mi OŁUWKA!!!”, wierzcie mi, chciałam skłamać. Ale wiedziałam, że nie mogę. Pójdzie potem mój śliczny chłopak na spotkanie towarzyskie, wypłynie temat ołówków (nigdy nie wiadomo co tam po alkoholu się wydarzy) i będzie gafa towarzyska. To wrażliwy chłopak jest, już nigdy nie będzie chciał się pokazać na salonach. To byłaby zbyt duża strata dla świata. Głos uwiązł mi w gardle, więc drżącą dłonią wskazałam stosowną notatkę w słowniku ortograficznym (tak, tak, to było tak dawno temu, że używało się papierowych słowników). Był szok, było niedowierzanie. Rozpacz jego rozproszyłam jedzeniem, kanapka ze smaluszkiem lub deser z dużą ilością bitej śmietany to pewniaki, działają do dziś. I ten mój słodki ortograficzny akrobata ekscentryk ZNAJDUJE MOJE BŁĘDY. Świat się kończy. Ludzie! Ludzie, apeluję!! Rozważcie poważnie kwestie prokreacji!! To niesie ze sobą znacznie poważniejsze konsekwencje niż się wydaje. Nic już nigdy nie będzie takie samo. Idę po serdelka. Lub sardynkę, łot ewer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz