Stało się. Niby wiedziałam, że
może się stać. Gdzieś tam w tyle czaszki pikała ta myśl. Spychałam ją dzielnie
w otchłanie podświadomości, łudząc się nadzieją, że jednak nie. Albo chociaż
jeszcze nie teraz. Może już nie mam 20 lat, ale prawie, prawie wróciłam do wagi
sprzed ciąży. Może wprawdzie wyglądam jeszcze trochę jak w trzecim miesiącu
ciąży (jakim sposobem swoją drogą?! Co tam jest w tym brzuchu, powietrze?! Czy
jako osoba, która nie skalała się nigdy niczym więcej niż tygodniową serią
bardzo oszukiwanych brzuszków, będę musiała do stanu brzucha sprzed ciąży i bez
ćwiczeń wrócić ćwiczeniami?! Czy to nie jest chore???), ale mogło być gorzej.
Wiadomo, dziecko wywraca świat do góry nogami, trochę się nie dosypia (tzn. Mąż
śpi wyśmienicie, ja mniej J),
sił trochę mniej, koncentracja słabsza, tu się coś zapomni, tam się pomyli
sardynkę z serdelkiem. Ale żeby aż tak źle było?! A jednak. A jednak doszło do
tego, że mój Mąż sprawdza mi literówki i błędy. Nie dosyć, że sprawdza. ZNAJDUJE.
Ma on oczywiście wiele zalet, ale czujność ortograficzno–interpunkcyjna nie
jest jedną z nich. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Próbowałam go przekonać co
do pisowni pewnego słowa, nie pamiętam już nawet jakiego, nie jest to ważne.
Słowo miało problematyczną pisownię. Dla niego zwłaszcza. Po kilku minutach
dyskusji był zrozpaczony. Pot na czole, łzy w oczach. Sięgnął po ostateczny
argument, który miał podkopać mój autorytet. Głosem łamiącym się zakrzyknął: „I
co?! Może jeszcze mi powiesz, że ołówek pisze się przez Ó zamknięte?! ”.
Wierzcie mi, gdy spojrzałam w te ufne oczęta wpatrzone we mnie w niemym wołaniu
„ Nie odbieraj mi tego!! Tej jednej jedynej ortograficznej rzeczy, której
jestem na 100% pewien!!!Nie odbieraj mi OŁUWKA!!!”, wierzcie mi, chciałam
skłamać. Ale wiedziałam, że nie mogę. Pójdzie potem mój śliczny chłopak na
spotkanie towarzyskie, wypłynie temat ołówków (nigdy nie wiadomo co tam po
alkoholu się wydarzy) i będzie gafa towarzyska. To wrażliwy chłopak jest, już
nigdy nie będzie chciał się pokazać na salonach. To byłaby zbyt duża strata dla
świata. Głos uwiązł mi w gardle, więc drżącą dłonią wskazałam stosowną notatkę
w słowniku ortograficznym (tak, tak, to było tak dawno temu, że używało się
papierowych słowników). Był szok, było niedowierzanie. Rozpacz jego rozproszyłam
jedzeniem, kanapka ze smaluszkiem lub deser z dużą ilością bitej śmietany to
pewniaki, działają do dziś. I ten mój słodki ortograficzny akrobata ekscentryk
ZNAJDUJE MOJE BŁĘDY. Świat się kończy. Ludzie! Ludzie, apeluję!! Rozważcie
poważnie kwestie prokreacji!! To niesie ze sobą znacznie poważniejsze
konsekwencje niż się wydaje. Nic już nigdy nie będzie takie samo. Idę po
serdelka. Lub sardynkę, łot ewer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz