Jednym ze sposobów uprawy długokiełkujących warzyw takich jak marchewka czy pietruszka jest wsiewanie punktowo nasionka sałaty. Marchewka i pietruszka kiełkują bardzo długo (czasem do 3 tygodni), sałata często wychodzi na powierzchnię już po tygodniu. Innym sposobem jest sadzenie cebuli dymki, która już po kilku dniach zaczyna wypuszczać szczypior. Chodzi o to by widzieć gdzie są rządki z wysianą marchewką/pietruszką i by móc pielić jeszcze przed jej wykiełkowaniem, a nie uszkodzić kiełków pożądanego warzywa. Rośliny niepożądane (potocznie zwane chwastami) kiełkują i rosną szybciej niż te pożądane, więc mogłyby nieco przydusić nasze warzywa. Cebula dodatkowo może odstraszać pasożyty, takie jak np. mszyce.
Wszystko pięknie brzmi w teorii, a czasem i w praktyce wychodzi całkiem nieźle. Ale pomysłodawca tego rozwiązania nie przewidział jednego: Żony.
Żona zajęta licznymi sprawami związanymi z utrzymaniem domu, wychowaniem kopii połowy moich genów i nieco większej połowy swoich (mtDNA), nie rejestruje wszystkich opowieści Męża. Np. tych, że za tydzień w środę jedzie w teren, że np. ma nowego studenta do pomocy (że studentkę to akurat rejestruje), ale też np. że wysiał marchewkę, a w rządkach z marchewką są punktowo cebule, żeby było widać gdzie są rządki i żeby można je było łatwiej odchwaszczać. No i jak się trafi okazja, że pierworodny przyśnie w wózku na spacerze i Żona ma czas zająć się ogródkiem, to rusza z wielką prędkością. I rzuca się na pierwszą z brzegu grządkę. Właśnie tą, z marchewką (i cebulą, nie odwrotnie). I rwie chwasty aż się kurzy. No i wieczorem jak z Mężem rozmawia przy kolacji, to opowiada: "Ooo dziś nareszcie miałam chwilę i odchwaściłam w cebuli, w tej pierwszej grządce." Na to pytam: "W marchewce?". Ż: Marchewce?! Jakiej marchewce?! Tam tylko cebula była. M: "No ale takie małe tam przy gruncie, to marchewki jeszcze..."
Żona zajęta licznymi sprawami związanymi z utrzymaniem domu, wychowaniem kopii połowy moich genów i nieco większej połowy swoich (mtDNA), nie rejestruje wszystkich opowieści Męża. Np. tych, że za tydzień w środę jedzie w teren, że np. ma nowego studenta do pomocy (że studentkę to akurat rejestruje), ale też np. że wysiał marchewkę, a w rządkach z marchewką są punktowo cebule, żeby było widać gdzie są rządki i żeby można je było łatwiej odchwaszczać. No i jak się trafi okazja, że pierworodny przyśnie w wózku na spacerze i Żona ma czas zająć się ogródkiem, to rusza z wielką prędkością. I rzuca się na pierwszą z brzegu grządkę. Właśnie tą, z marchewką (i cebulą, nie odwrotnie). I rwie chwasty aż się kurzy. No i wieczorem jak z Mężem rozmawia przy kolacji, to opowiada: "Ooo dziś nareszcie miałam chwilę i odchwaściłam w cebuli, w tej pierwszej grządce." Na to pytam: "W marchewce?". Ż: Marchewce?! Jakiej marchewce?! Tam tylko cebula była. M: "No ale takie małe tam przy gruncie, to marchewki jeszcze..."
Na szczęście pośpiech był duży a rozdzielczość wyrywającej mała i z grządki zniknęły głównie niepożądane rośliny. Spora cześć marchewek została, bo jeszcze małe były na szczęście. Zatem w efekcie końcowym punktowo sadzone cebule w rządkach marchwi pomagają w utrzymaniu rządków i pieleniu, chronią przed mszycą, a nawet Żoną.
A powiedz proszę to tak standardowo przed mszycą chronią czy tylko marchewkę?
OdpowiedzUsuńPowiem tak to normalne ja też rwę jak leci, dlatego ogród u nas raczej nie przeżyje.