wtorek, 10 stycznia 2017

NIEZAWODNE NARZĘDZIE DO KOMUNIKACJI Z MĘŻEM - FEJSIK

Zdecydowanie. Trzeba tylko pamiętać, że nie chodzi po prostu o fejsika. Jak mu napiszę wiadomość to w życiu nie przeczyta. Chyba, że wyślę mu też naklejkę z kotem. Ale w odpowiedzi odeśle innego kota, na treść wiadomości nie zerknie. Jednak okazuje się, że lekko prześmiewczy post ściąga jego uwagę i, co więcej, prowokuje działania. I nie chodzi tylko o standardowe zamknięcie się w sobie ze słowami "Znowu się ze mnie śmiejesz publicznie". Piszę o tym wszystkim dopiero teraz, bo nadal jestem w szoku.
Dwa dni po tym jak publicznie wyjawiłam swoje największe marzenie, czyli brak owczych bobków pod stopami, Syn obudził mnie jak zwykle, za wcześnie. Na szczęście przy łóżku mamy okno i żeby zyskać dodatkowych kilka minut na powrót do rzeczywistości zajmuję go sprawami w stylu "Synku, skontroluj teren, co tam owieczki robią, czy kotek od sąsiadów przyszedł, ile sikor siedzi na parapecie". Takie tam. Daje mi to całe trzy minuty. Po tym czasie dzieć próbuje wleźć mi na głowę i niestety nie jest to metafora. Zwlekam swoje zwłoki na wysokość parapetu i oczom moim ukazuje się OGRODZENIE OWCZEGO WYBIEGU. Pierwsza myśl, wiadomo, za mało snu, za dużo kawy, zwidy. Ale nie. Oczy przecieram, patrzę znowu, nadal tam jest. Coś mi się kojarzy, że przez sen słyszałam stukanie młotka, ale Synek ostatnio wszystko naprawia swoim drewnianym młotkiem (czyt. uderza we wszystko, bardzo mocno), wiec dźwięk ten tak wbił mi się w mózg, że nie zwracam na niego większej uwagi. A to Mąż mój, proszę Państwa od rana, z młoteczkiem, robił płotek. Co prawda płotek nie miał żadnej furtki, a za płotkiem został sznur na pranie, ale to już problem owiec. Nie wiem jak do niego dosięgną, żeby wieszać pranie, ale są pomysłowe, dadzą radę. Na pociechę mają po swojej stronie również miejsce na ognisko, pieńki do siedzenia przy ognisku i stół do ustawiania wiktuałów na ogniskowe spotkania. A niech mają trochę z życia. Na szczęście piaskownica została po naszej stronie, mogło być gorzej.
W związku z tym zachęcam wszystkich, którzy mają jakieś małe malutkie marzenia, ale nie mogą ściągnąć na siebie uwagi tej drugiej strony, o wrzucanie postów, najlepiej lekko kpiących, działa jak marzenie. Oczywiście można próbować domowych sposobów Basi - spryskiwać wodą albo rzucać żelkami. Ale jak to nie pomoże to już tylko fejsik. Zapraszam!

Życie to nie jest taka łatwa sprawa.

To jest długi tydzień. Synek ma trochę problemy ze spaniem, tzn. przebudza się około milion razy w nocy. Na mleczko. Albo żeby go głaskać po pleckach. Albo się przytulić i wtedy być głaskanym po pleckach. Albo dlatego, że próbuje się obrócić na brzuch, ale noga mu się zaplątała w drugą nogę i JAK ON MA SIĘ PRZEKRĘCIĆ OMOJBORZE MAMO RATUJ. Chyba zaczyna rozumieć, że to życie to nie jest taka łatwa sprawa i trochę go to przytłacza. Doskonale go rozumiem. Chwilę temu tylko jadł potem spał, jadł potem spał, a często jednocześnie jadł i spał, no chyba lepiej już w życiu być nie może. A tu nagle zaczął ciut więcej kumać, umie powiedzieć kici kici (plując się przy tym okrutnie), umie swoim zabawkowym drewnianym młotkiem obstukać wszystkie drewniane elementy w domu, szklane też (wydaje mi się, że myśli, że je naprawia) oraz z pasją wołać "kotko, kotko" (nie wiem czy chodzi o kota, badania trwają, zbieram reprezentatywną próbę, jak na razie wychodzi fifti fifti, że kot i że wszystko inne). To chyba jasne, że nie da się spokojnie spać w obliczu takich zmian. Co ciekawe budzi się o 7.20 z uśmiechem na ustach i klepie mnie czule po twarzy na znak, że przecież wstajemy. Wszystko rozumiem. Staram się zachować spokój. Nie pytać zbyt napastliwie o 3 w nocy czy on naprawdę nie ma sumienia i litości nad matką i może, żeby przepełz trochę w stronę ojca swego i jego próbował obudzić. BŁAGAM. Ale wszystko ma swoje granice. Dziś pijąc kawę poranną o 10 (Synek ma drzemkę), zabiłam bardzo bardzo wielką i paskudną muchę, żeby nie zakłóciła snu mojego słodkiego słoneczka. I ta mucha, umierając, w akcie ostatecznej zemsty, zupełnie wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, wykonała bardzo skomplikowany manewr i swym martwym prawie ciałem wpadła do mojej kawy. Pomachała mi ironicznie nóżką. I umarła. Usiadłam. Miałam zamiar się rozpłakać, ale nie było czasu, musiałam łowić muchę, żeby nie zostawiła żadnego swojego kawałka w kawie, bo przecież ponad pół kubka zostało! Bardzo dużego kubka! Wyłowiłam, powiedziałam jej co o niej myślę. Trochę pomogło. O. Dzieć się budzi, idziemy na spacerek <3

AKTUALIZACJA W TEMACIE OWCZYCH ODCHODÓW!!!

Dla wszystkich fanów owiec: jednak rodzynki też są! I większe i mniejsze! I dłuższe i krótsze! Jeśli chodzi o odchody - nasze owce wykazują nieskończoną pomysłowość <3 Zastanawiacie się skąd tak dobrze wiem jakie mają kształty? Myślicie sobie, że przecież Marcin obiecał, że będzie chodził i sprzątał, dzień i noc, żaden owczy bobek się nie ostanie. Otóż. Pewnie będzie zbierał. Kiedyś. Na razie czeka. Na razie patrzy. Możliwe, że za mało znam się na owcach. Może to nie powinno się tak hop siup, ni z tego ni z owego sprzątać ich kup. Może najlepiej w pełni księżyca? Albo w czasie wyjątkowo pięknego wschodu słońca? Albo zachodu? Nie wiem, nie wiem. Wiem natomiast, że owce oprócz tego, że kreatywne są również złośliwe, ponieważ skupiska odchodów mają dwa: przy sznurku na pranie i przy piaskownicy. Jeśli zastanawiacie się jakie są dwa miejsca na naszej nie takiej małej działce, gdzie spędzamy z Tymkiem najwięcej czasu, to już spieszę z odpowiedzią: okolice sznurka na pranie i piaskownicy. Z pewnością wielbiciele owiec stwierdzą, że nie są one złośliwe lecz towarzyskie. Dla tych naiwnych: kilka dni temu ktoś zapukał do drzwi. Zaczęłam w panice się ogarniać, w końcu 10 rano, wiadomo, makijaż nie nałożony, fryzura nie skończona, dopiero co loki na wałki nakręciłam, sukienka z balbankami dopiero co uprasowana. Ostrożnie wyglądam za drzwi i co widzę? Dwa owcze zadki czmychające z tarasu. Wyraz miały złośliwy. Na ile mogę określić po zadkach.