Kupując działkę pod budowę domu zawsze chcieliśmy żeby była duża. Tak żeby nie słyszeć rozmów sąsiadów przy grillu czy też ich kłótni, żeby nie zaglądać sobie w okna, żeby móc bez krępacji wyjść w samych gaciach wyrzucić kompost i podrapać się przy tym po tyłku. I w sumie udało się. Nawet lepiej, jak na razie w ogóle nie mamy sąsiadów (co niedługo się zmieni, niestety). Jednak kawałek ziemi spory. Rośnie tu dużo szeroko rozumianej zieleni, a że jest dość wilgotno, to wzrost ten jest szybki i intensywny. Chcąc utrzymać to w ryzach musieliśmy przeprowadzać koszenie kosą spalinową raz w miesiącu. Oczywiście generowało to koszty i zajmowało czas, a nie uzyskiwaliśmy trawnika jak u brytyjskiej królowej. Raczej dbaliśmy o zapylacze. Z drugiej strony, umiarkowanie dążymy do samowystarczalności żywieniowej, zatem pomysł sprowadzenia tu owiec wydał się całkiem sensowny. Wybraliśmy mało wymagającą i dość samowystarczalną rasę - wrzosówkę.
Po długich przygotowaniach udało się wybudować owczarnię i owce przyjechały. Obecnie mamy jedną młodą maciorkę i trzy młode barany. Maciorka zostanie z nami dłużej (jak długo się da), a barany przeznaczone będą do zjedzenia i na skóry. Nie chcieliśmy nadawać im imion żeby nie było nam przykro się z nimi rozstawać, ale postanowiliśmy ułatwić sobie zadanie nadając im imiona złe. Na tym blogu jak i w życiu staramy się stronić od polityki, bo to straszne bagno jest. Niestety mamy internet i czasem docierają do nas różne informacje, również i z tego wiadra pomyj. Zatem maciorka, która z nami zostaje ma na imię Bubu - najbystrzejsza, najmniejsza, najładniejsza, przewodniczka stada; baran pierwszy, najstarszy to Jarosław - najbrzydszy i najgłupszy; baran drugi - Szyszko - przeciętnie głupi; baran trzeci, o czarnej sierści, czarna owca w stadzie to Donald. Zbieżność imion jest zupełnie przypadkowa. Z resztą niedługo pozostanie po nich tylko wspomnienie, trochę smrodu i produkty przemiany materii :-)
Od lewej: Bubu, Szyszko i Donald. |
Jarosław |